26 września 2012

Tyle wiary, ile nadziei

Cieszę się, że tatuśko i Misiek tak wierzą w moje możliwości, ale problem w tym, że ja sama w nie nie wierzę, a skoro się w coś nie wierzy to raczej nie ma racji bytu. Tak myślę...
Ostatni głupio mi się trochę zrobiło, kiedy tatko zaczął wypominać mi brak matury i nie pójście na studia, chociaż bardzo tego chciałam. To nie było "wredne" wypominanie, ale takie, które daje do myślenia, bo słowa:

- Przecież Ty masz w głowie, jak nie jeden by chciał. Tak dobrze się uczyłaś, spokojnie zdałabyś maturę i poszłabyś na tłumacza przysięgłego, bo języki masz w małym paluszku.

No tak, ale jak to mówią "zdolny leń" i już nic z nim nie zrobisz. Doszłam do wniosku, że skoro mam teraz dużo czasu i przez długo czas będę w domu, więc czemu by nie uczyć się do matury i w końcu ją zdać... ? Chociaż najbardziej przeraża mnie historia sztuki. Pamiętam, jak przejrzałam próbne matury z podstawowej i rozszerzonej HS momentalnie odechciało mi się wszystkiego. A ja nie lubię na raty czegoś robić, więc chciałabym od razu wszystko zaliczyć, a nie rok po roku. Może i to byłoby najlepsze, bo zero presji, na spokojnie wszystko opanować....Nie mam pojęcia. Jeszcze się muszę zastanowić.